10. „
Witaj, stary przyjacielu”.
- Nie
mów mi tylko, że jedziemy spotkać się z Laurą…
- Niespodzianka.-
wyszczerzył się.
-
Kazałeś mi wracać do Portland, zostawić ich… A teraz mam się zobaczyć z nią?!
Wolę wziąć stopa i sama dojechać do Portland niż zatrzymywać się tam!-
wrzeszczałam.
- I tak
jedziesz ze mną. Uwierz mi, mamy coś żeby te anioły się schowały. To czysta
przyjemność popatrzeć na starą znajomą z wyższością.- westchnęłam.
- Niech
ci będzie.- całą podróż patrzyłam w szybę.
***
- Nie
jestem pewna czy chcę.- powiedziałam.
- Ty
stoisz z Zaynem i Liamem z tyłu, a ja mówię. Ty tylko udajesz groźną i nadętą.
Proste.- wzruszył ramionami. Tak, może dla niego to jest proste. Przed jakąś
polanką czekali na nas Zaza i Lolly. Mieli na twarzach wymalowaną obojętność.
- No to
zaczynamy.- powiedział mulat i udaliśmy się w głąb polanki. Stała tam trójka
chłopaków i Laura. Na czele stał niebieskooki szatyn. Był całkiem przystojny.
-
Harry.- mruknął.
-
Caine. Kopę lat. Stęskniłem się.- powiedział ironicznie Hazz.
- Tak,
ja też.- przeniósł wzrok na mnie.- Widzę, że przywiozłeś ze sobą nową.
- Ty
również. Nauczyłeś ją chociaż czegoś?
-
Wszystkiego czego się dało. A ty swoją?- zaśmiał się.
-
Wiesz, że lubię się chwalić, więc tak. Przeżyła atak 24 obłąkanych. Nie
koloryzuję. Jak chcesz zapytaj Raven.- cała trójka chłopaków przeniosła na mnie
wzrok. Blondyn zapytał:
- Jak?
- Ma
się swoje sposoby.- powiedziałam i puściłam mu oczko. Może Styles miał racje?
To czysta przyjemność!
- No to
tylko gratulować. Ale nie po to się spotkaliśmy. Za rok wojna.- oznajmił Caine.
Jaka wojna?
- Tak.
Masz racje. Ale spokojnie, my pewnie ją zwyciężymy.
- Nie
schlebiaj sobie.- odparł.
- Ja
mówię prawdę. Coś jeszcze?- loczek uniósł brwi.
- Nie.-
każdy poszedł w swoją stronę. Zayn i Liam wsiedli z nami do auta. W połowie
drogi zadałam pytanie.
- O co
chodzi z tą wojną?
-
Wytłumacz jej Harry.- powiedział Lolly.
- Eh….
Za równy rok odbędzie się wojna obojga stron. Strona, która zdobędzie diament
aniołów zwycięży i obejmie władze nad światem. Strona, która przegra osłabnie i
umrze. Ale my to wygramy, więc spokojnie.
- Ok…-
resztę podróży przespałam.
***
Wzięłam
telefon stacjonarny i wybrałam numer Cona.
- Hej.-
powiedziałam kiedy odebrał.
- O
cześć i jak tam?- zapytał uradowany.
- A
dobrze. A u ciebie?
- Też.
To twój numer?
- Nie,
to numer…- i połączenie się urwało. Co jest?!
- Co ty
wyprawiasz?- warknął Harry.
-
Rozmawiałam z kolegą…
-
Kurwa, a ktoś ci pozwolił?!
- Co ty
odwalasz?- był wściekły.
- Masz
mi mówić co robisz. Nie masz działać na własną rękę rozumiesz? Może u Tacka tak
robiłaś, ale nie u mnie! A teraz idź do siebie.
- Bo
mnie znowu uderzysz?
- Nie.
Mam inne sposoby żeby cię przekonać. Ten kolega nie jest dziewczyną, więc jemu
mogę coś zrobić…- pomaszerowałam wściekła do pokoju. Ca za gnój! Jak on może
być taki? Nie wierzę! Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Nienawidzę go!
I pomyśleć, że mogłabym teraz leżeć koło Tacka. I czuć się w miarę wolna. A on…
Ugh. Nienawidzę!
Leżałam
sobie tak przez długi czas aż w końcu usnęłam. A śniła mi się Laura. I ja. Jak
się świetnie bawiłyśmy. Ale to dawne czasy. One już nie istnieją. Ale ja i tak
za nią cholernie tęsknię…
-----------------------------------
Krótki wiem, ale pod poprzednim rozdziałem tylko 1 (!) komentarz;/ Bardzo mi przykro;/ Może tutaj pojawi się więcej... Może jutro następny. A i jeszcze jedno. Akcja rozgrywana teraz toczy się parę miesięcy przed spotkaniem Diany z Cainem .