sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 2



2.          „Przerażenie rośnie wokół nas…”

Puk. Puk. Puk. Ktoś puka do drzwi mojego pokoju. Otworzyłam leniwie oczy. Spojrzałam na zegarek. Siódma?! Kto puka o takiej porze?
- Proszę.- powiedziałam wkurzona. W drzwiach stanęła Raven.
- Dobrze się spało?- pokiwałam głową.- To szkoda. Zbieraj się, jedziemy po jedzenie dla  tych leniów. Masz piętnaście minut na przygotowanie się.- wstałam zła i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej dżinsowe spodenki, koszulkę na ramiączkach ze znaczkiem Ramones, bluzę, bieliznę, skarpetki i białe conversy. W łazience szybko się odświeżyłam, umalowałam i ubrałam. Po wyjściu zastałam pościelone łóżko a na nim Raven.
- Brawo, wyrobiłaś się.- powiedziała i zeszłyśmy na dół. Na kanapie ktoś spał. To była Bee. Czyli, że nie spała z Tackiem. Tak! Łuhu!
- Wstawaj królewno, jedziemy do sklepu.
- Nigdzie nie jadę, chcę spać.
- A co mnie to obchodzi? Wstawaj.
- Nie! Daj mi święty spokój.
- Nie dziwię się tej pszczole która cię użądliła.- Raven oberwała poduszką.- Auć. To bolało.- powiedziała sarkastycznie. Podeszła do koszyka i rzuciła mi jabłko.- Masz zjedz sobie.- chwyciła kluczyki od auta i tam się udałyśmy.
- Ładne auto.- powiedziałam kiedy ruszyłyśmy.
- Dzięki, ale to auto Huntera.
- Nie wkurzy się, że je wzięłaś?- zaśmiała się.
- I tak pokłócimy się i pogodzimy dzisiaj wiele razy, więc co za różnica? Poza tym ja mogę.- powiedziała.
- Czyli, że jesteście parą?- znów się zaśmiała.
- Nie. U nas nie ma czegoś takiego.  Nie mów, że wierzysz w miłość.
- Oczywiście, że nie wierzę.- i to było prawdą. Miłość nie istnieje. Kiedyś myślałam, że przyjacielska miłość między mną a Laurą to prawdziwa miłość, ale myliłam się. Nie chcę jej widzieć..- Gdzie jedziemy?
- Lewiston. Sklepy w Portland są gówniane, poza tym muszę coś tam odebrać.- Portland. No proszę. Jesteśmy w Portland. Cała podróż mija nam w ciszy. Zatrzymujemy cię pod dużym sklepem. W środku jest około dwudziestu klientów. Chodzimy z Raven od półki do półki wrzucając produkty spożywcze. Było tego sporo. Kiedy skończyłyśmy zamiast iść do kasy po prostu wyszłyśmy, a nikt nic z tym nie zrobił. Nadal nie rozumiem jak to możliwe. Cały nasz pakunek wsadziłyśmy do bagażnika. Wsiadłyśmy do samochodu. Raven otworzyła okno i zapaliła. Zanim odjechałyśmy ze sklepu wybiegł ochroniarz i podszedł do naszego samochodu.
- Panienki chyba zapomniały zapłacić.- powiedział wściekły.
- I?- powiedziała bez żadnych emocji.
- I to, że panienki pójdą teraz ze mną do środka i grzecznie poczekamy na policje za tą kradzież.- Raven nadal z tym wyrazem twarzy wypuściła dym z ust.

- Chyba cię posrało człowieku. Pocałuj mnie w dupę.- odjechała z piskiem opon. Zamiast jechać w stronę Portland pojechała w drugą. Posłałam jej pytające spojrzenie.- Paczka.-i to mi wystarczyło. Wjechałyśmy w jakąś uliczkę. Silnik zgasł. Czekałyśmy pięć minut po czym w szybę zapukał jakiś chłopak no oko dwa lata młodszy od nas. Raven pobladła.
- Andy?! Co ty tutaj robisz? Gdzie jest Sue?!
- Powiedziała mi, że ta paczka jest dla ciebie i mogę ci ją zanieść.- powiedział i lekko się uśmiechnął.
- Jebana kretynka.- szepnęła pod nosem waląc w kierownicę.
- Annabel, proszę.. Wróć do domu… Proszę..
- Annabel nie żyje, Andy. Ona umarła sam wiesz jak. Nie
zamierzam tam wracać. Teraz jest mi dobrze, a ty zapomnij o mnie. Nie mieszaj się w to.
- Jesteś taka sama jak oni. Nienawidzę cię!-krzyknął rzucając w nas paczką i uciekając.- Raven tylko westchnęła.Ruszyłyśmy
- Masz na imię Annabel?- zapytałam.
- Miałam. Teraz Annabel jestem dla zwykłych śmiertelników. Ty nazywaj mnie Raven.- zadałam kolejne pytanie.
- Kim jest Sue?
- Sue nazywaj Twiggy. Moja przyjaciółka. Może ją poznasz…
- Mhm.- jechałyśmy w milczeniu. Czyli, że Andy to jej brat? Przyjaciółka. Ciekawe czy z dawnego życia. Ja już nie mam przyjaciółki. Nawet się nie pożegnałam. Eh… W połowie drogi zaczęło się szarzyć. Słyszałyśmy dziwne syczenie. Zaczął kropić deszcz.
- To jest podejrzane.- powiedziała i trochę zwolniła. Nagle przed nami wyleciał jakiś dziwny stwór. Raven go wyminęła i przyspieszyła.- Szybciej ty złomie!- jechała najszybciej jak mogła. Tych poczwar było dużo i były tuż obok nas.

- Co się dzieje?
- Zamknij się!- wykrzyczała i próbowała zgubić potwory. Byłyśmy na jakimś odludziu. Jak tu je zgubić? W pewnym momencie dziewczyna straciła panowanie nad kierownicą i wjechała w pojedyncze drzewo. Uderzenie było okropne. Cały przód był zmasakrowany. Nogi nam utknęły. Chciałam krzyczeć.- Cicho siedź i udawaj jakby cię tu niebyło.- Skuliłyśmy się i jedyne co robiłyśmy to oddychanie.  To coś waliło w auto. Byłam przerażona. Tak jak Raven. Po godzinie dźwięki ustały.- Nie ruszaj się. Poczekajmy jeszcze chwilę.- powiedziała. A potem zamknęła oczy. Nie spała. Ona straciła przytomność! Jeśli to wróci co ja zrobię? Obudź się Raven, błagam! Z tego wszystkiego sama zemdlałam…
                                                 ***
- Cece, otwórz oczy. No dalej.- ktoś próbował mnie ocknąć.
- Gdzie ja jestem?- zapytałam. Nade mną stali Harry i Tack.
- Nie daleko Portland. Jesteś bezpieczna. Co się tu stało?
- Obłąkani.- odezwała się Raven. Była wtulona w Huntera, a obok klęczała Bee. Lolly i Zayn robili coś przy samochodzie.
- Ile?- zapytał zaniepokojony Tack.
- Dwa tuziny- wydukała.
- Nie przyśniło ci się to?- Harry.
- Tak oczywiście.- powiedziała wściekła.
- Oni naprawdę tu byli.- powiedziałam.
- To czemu jeszcze żyjecie?- Zayn. Delikatnie.
- Samochód się rozbił. Byłyśmy przygniecione. Udawałyśmy martwe. Wiesz, że obłąkani to idioci…
- Miałyście ogromne szczęście.. Dobra. Zayn, Liam samochód podczepiony do naszego.- pokiwali głową.-No to w drogę.- auto było siedmioro osobowe. Dla jednej osoby nie starczy miejsca. Raven sobie nic z tego nie zrobiła i usiadła na Hunterze. Ja siedziałam pomiędzy Lollym a Tackiem. Całą podróż przespałam.
                                                     ***
- Już jesteśmy, Cece.- powiedział Tack. Podniosłam głowę. Spałam na jego ramieniu. Nie zręcznie. Wysiedliśmy z samochodu i wszyscy mieli zostać w salonie.
- Jest jeszcze gorzej niż myśleliśmy. Ich jest coraz więcej. Musimy uważać. Musimy zwiększyć patrole. Teraz nie jest bezpiecznie. Raven i Cece mogły zginąć. A pro po Cece. To co widziałaś to byli obłąkani. Współpracują oni z demonami. Mają oni podobne cele, ale różnią się oni wyglądem, pochodzeniem i rozumem. Demony mają czerwone oczy, czarne włosy, białą cerę i czarne postrzępione skrzydła. Są to wygnańcy. Obłąkani to brzydkie głupie stworzenia, które nie mogły lub nie chciały się zdecydować po której stronie się obejść. I właśnie te istoty po mimo twojej nie śmiertelności mogą cię zabić.- zamarłam.- Przeistoczenie odbędzie się w piątek za dwa dni. Proszę Liama i Raven żeby zwołali anioły na integrację. To wszystko. Możecie iść- szybko opuściłam pomieszczenie i pobiegłam do pokoju. Wzięłam długi prysznic, zmyłam makijaż i położyłam się. Myślałam długo nad słowami Harrego. Potem ktoś zapukał.
-Proszę.- Tack.
- Wszystko dobrze? To niezbyt miłe doświadczenie mieć starcie z obłąkanymi i jeszcze ta przemowa…
- Tak wszystko dobrze.
- To dobrze. To ja już lecę..
- Tack?
- Hmmm?- odwrócił się do mnie.
- Jak masz na imię?
- Musisz to wiedzieć?-pokiwałam głową.- Alex. Ale mów Tack.- i wyszedł. Alex. Alex. Alex. Tak jak przed chwilą stał przede mną w rzeczywistości tak stał teraz przede mną w moim śnie…
---------------------------------
No to mamy 2 rozdział. Podoba się? :) Jutro następny ;p Podoba wam się MM? Bo mi bardzo <3 Tylko nie mogę z fryzury Louisa xd A no i dedykuję ten rozdział Harremu ;*
 


2 komentarze:

  1. Aww! ;* Czekam na nn ^^ I co dalej z obłąkanymi ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. To już wiem kim są obłąkank i nie będę taka zaskoczona w 44 rozdziale na Light of Darkness :))
    Rozdział ogólnie świetny. Fabuła bardzo ciekawa i oryginalna. Dzięki twoim blogą polubiłam takie opowiadania :* życzę weny <333

    OdpowiedzUsuń