2.
„Przerażenie rośnie wokół nas…”
Puk.
Puk. Puk. Ktoś puka do drzwi mojego pokoju. Otworzyłam leniwie oczy. Spojrzałam
na zegarek. Siódma?! Kto puka o takiej porze?
-
Proszę.- powiedziałam wkurzona. W drzwiach stanęła Raven.
-
Dobrze się spało?- pokiwałam głową.- To szkoda. Zbieraj się, jedziemy po
jedzenie dla tych leniów. Masz
piętnaście minut na przygotowanie się.- wstałam zła i podeszłam do szafy.
Wyciągnęłam z niej dżinsowe spodenki, koszulkę na ramiączkach ze znaczkiem
Ramones, bluzę, bieliznę, skarpetki i białe conversy. W łazience szybko się
odświeżyłam, umalowałam i ubrałam. Po wyjściu zastałam pościelone łóżko a na
nim Raven.
-
Brawo, wyrobiłaś się.- powiedziała i zeszłyśmy na dół. Na kanapie ktoś spał. To
była Bee. Czyli, że nie spała z Tackiem. Tak! Łuhu!
-
Wstawaj królewno, jedziemy do sklepu.
-
Nigdzie nie jadę, chcę spać.
- A co
mnie to obchodzi? Wstawaj.
- Nie!
Daj mi święty spokój.
- Nie
dziwię się tej pszczole która cię użądliła.- Raven oberwała poduszką.- Auć. To
bolało.- powiedziała sarkastycznie. Podeszła do koszyka i rzuciła mi jabłko.-
Masz zjedz sobie.- chwyciła kluczyki od auta i tam się udałyśmy.
- Ładne
auto.- powiedziałam kiedy ruszyłyśmy.
-
Dzięki, ale to auto Huntera.
- Nie
wkurzy się, że je wzięłaś?- zaśmiała się.
- I tak
pokłócimy się i pogodzimy dzisiaj wiele razy, więc co za różnica? Poza tym ja
mogę.- powiedziała.
-
Czyli, że jesteście parą?- znów się zaśmiała.
- Nie.
U nas nie ma czegoś takiego. Nie mów, że
wierzysz w miłość.
-
Oczywiście, że nie wierzę.- i to było prawdą. Miłość nie istnieje. Kiedyś myślałam,
że przyjacielska miłość między mną a Laurą to prawdziwa miłość, ale myliłam
się. Nie chcę jej widzieć..- Gdzie jedziemy?
-
Lewiston. Sklepy w Portland są gówniane, poza tym muszę coś tam odebrać.-
Portland. No proszę. Jesteśmy w Portland. Cała podróż mija nam w ciszy.
Zatrzymujemy cię pod dużym sklepem. W środku jest około dwudziestu klientów.
Chodzimy z Raven od półki do półki wrzucając produkty spożywcze. Było tego
sporo. Kiedy skończyłyśmy zamiast iść do kasy po prostu wyszłyśmy, a nikt nic z
tym nie zrobił. Nadal nie rozumiem jak to możliwe. Cały nasz pakunek
wsadziłyśmy do bagażnika. Wsiadłyśmy do samochodu. Raven otworzyła okno i
zapaliła. Zanim odjechałyśmy ze sklepu wybiegł ochroniarz i podszedł do naszego
samochodu.
-
Panienki chyba zapomniały zapłacić.- powiedział wściekły.
- I?-
powiedziała bez żadnych emocji.
- I to,
że panienki pójdą teraz ze mną do środka i grzecznie poczekamy na policje za tą
kradzież.- Raven nadal z tym wyrazem twarzy wypuściła dym z ust.
- Chyba
cię posrało człowieku. Pocałuj mnie w dupę.- odjechała z piskiem opon. Zamiast
jechać w stronę Portland pojechała w drugą. Posłałam jej pytające spojrzenie.-
Paczka.-i to mi wystarczyło. Wjechałyśmy w jakąś uliczkę. Silnik zgasł.
Czekałyśmy pięć minut po czym w szybę zapukał jakiś chłopak no oko dwa lata
młodszy od nas. Raven pobladła.
-
Andy?! Co ty tutaj robisz? Gdzie jest Sue?!
-
Powiedziała mi, że ta paczka jest dla ciebie i mogę ci ją zanieść.- powiedział
i lekko się uśmiechnął.
-
Jebana kretynka.- szepnęła pod nosem waląc w kierownicę.
-
Annabel, proszę.. Wróć do domu… Proszę..
-
Annabel nie żyje, Andy. Ona umarła sam wiesz jak. Nie
zamierzam tam wracać.
Teraz jest mi dobrze, a ty zapomnij o mnie. Nie mieszaj się w to.
-
Jesteś taka sama jak oni. Nienawidzę cię!-krzyknął rzucając w nas paczką i
uciekając.- Raven tylko westchnęła.Ruszyłyśmy
- Masz
na imię Annabel?- zapytałam.
-
Miałam. Teraz Annabel jestem dla zwykłych śmiertelników. Ty nazywaj mnie
Raven.- zadałam kolejne pytanie.
- Kim
jest Sue?
- Sue
nazywaj Twiggy. Moja przyjaciółka. Może ją poznasz…
- Mhm.-
jechałyśmy w milczeniu. Czyli, że Andy to jej brat? Przyjaciółka. Ciekawe czy z
dawnego życia. Ja już nie mam przyjaciółki. Nawet się nie pożegnałam. Eh… W
połowie drogi zaczęło się szarzyć. Słyszałyśmy dziwne syczenie. Zaczął kropić
deszcz.
- To
jest podejrzane.- powiedziała i trochę zwolniła. Nagle przed nami wyleciał
jakiś dziwny stwór. Raven go wyminęła i przyspieszyła.- Szybciej ty złomie!-
jechała najszybciej jak mogła. Tych poczwar było dużo i były tuż obok nas.
- Co
się dzieje?
-
Zamknij się!- wykrzyczała i próbowała zgubić potwory. Byłyśmy na jakimś
odludziu. Jak tu je zgubić? W pewnym momencie dziewczyna straciła panowanie nad
kierownicą i wjechała w pojedyncze drzewo. Uderzenie było okropne. Cały przód
był zmasakrowany. Nogi nam utknęły. Chciałam krzyczeć.- Cicho siedź i udawaj
jakby cię tu niebyło.- Skuliłyśmy się i jedyne co robiłyśmy to oddychanie. To coś waliło w auto. Byłam przerażona. Tak
jak Raven. Po godzinie dźwięki ustały.- Nie ruszaj się. Poczekajmy jeszcze
chwilę.- powiedziała. A potem zamknęła oczy. Nie spała. Ona straciła
przytomność! Jeśli to wróci co ja zrobię? Obudź się Raven, błagam! Z tego
wszystkiego sama zemdlałam…
***
- Cece,
otwórz oczy. No dalej.- ktoś próbował mnie ocknąć.
- Gdzie
ja jestem?- zapytałam. Nade mną stali Harry i Tack.
- Nie
daleko Portland. Jesteś bezpieczna. Co się tu stało?
-
Obłąkani.- odezwała się Raven. Była wtulona w Huntera, a obok klęczała Bee.
Lolly i Zayn robili coś przy samochodzie.
- Ile?-
zapytał zaniepokojony Tack.
- Dwa tuziny-
wydukała.
- Nie
przyśniło ci się to?- Harry.
- Tak
oczywiście.- powiedziała wściekła.
- Oni
naprawdę tu byli.- powiedziałam.
- To
czemu jeszcze żyjecie?- Zayn. Delikatnie.
- Samochód
się rozbił. Byłyśmy przygniecione. Udawałyśmy martwe. Wiesz, że obłąkani to
idioci…
-
Miałyście ogromne szczęście.. Dobra. Zayn, Liam samochód podczepiony do
naszego.- pokiwali głową.-No to w drogę.- auto było siedmioro osobowe. Dla
jednej osoby nie starczy miejsca. Raven sobie nic z tego nie zrobiła i usiadła
na Hunterze. Ja siedziałam pomiędzy Lollym a Tackiem. Całą podróż przespałam.
***
- Już
jesteśmy, Cece.- powiedział Tack. Podniosłam głowę. Spałam na jego ramieniu.
Nie zręcznie. Wysiedliśmy z samochodu i wszyscy mieli zostać w salonie.
- Jest
jeszcze gorzej niż myśleliśmy. Ich jest coraz więcej. Musimy uważać. Musimy
zwiększyć patrole. Teraz nie jest bezpiecznie. Raven i Cece mogły zginąć. A pro
po Cece. To co widziałaś to byli obłąkani. Współpracują oni z demonami. Mają
oni podobne cele, ale różnią się oni wyglądem, pochodzeniem i rozumem. Demony
mają czerwone oczy, czarne włosy, białą cerę i czarne postrzępione skrzydła. Są
to wygnańcy. Obłąkani to brzydkie głupie stworzenia, które nie mogły lub nie
chciały się zdecydować po której stronie się obejść. I właśnie te istoty po
mimo twojej nie śmiertelności mogą cię zabić.- zamarłam.- Przeistoczenie
odbędzie się w piątek za dwa dni. Proszę Liama i Raven żeby zwołali anioły na
integrację. To wszystko. Możecie iść- szybko opuściłam pomieszczenie i
pobiegłam do pokoju. Wzięłam długi prysznic, zmyłam makijaż i położyłam się.
Myślałam długo nad słowami Harrego. Potem ktoś zapukał.
-Proszę.-
Tack.
-
Wszystko dobrze? To niezbyt miłe doświadczenie mieć starcie z obłąkanymi i
jeszcze ta przemowa…
- Tak
wszystko dobrze.
- To
dobrze. To ja już lecę..
- Tack?
-
Hmmm?- odwrócił się do mnie.
- Jak
masz na imię?
-
Musisz to wiedzieć?-pokiwałam głową.- Alex. Ale mów Tack.- i wyszedł. Alex.
Alex. Alex. Tak jak przed chwilą stał przede mną w rzeczywistości tak stał
teraz przede mną w moim śnie…
---------------------------------No to mamy 2 rozdział. Podoba się? :) Jutro następny ;p Podoba wam się MM? Bo mi bardzo <3 Tylko nie mogę z fryzury Louisa xd A no i dedykuję ten rozdział Harremu ;*
Aww! ;* Czekam na nn ^^ I co dalej z obłąkanymi ^^
OdpowiedzUsuńTo już wiem kim są obłąkank i nie będę taka zaskoczona w 44 rozdziale na Light of Darkness :))
OdpowiedzUsuńRozdział ogólnie świetny. Fabuła bardzo ciekawa i oryginalna. Dzięki twoim blogą polubiłam takie opowiadania :* życzę weny <333