poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 8



Rozdział dla Madeline Tomlison :)
8. „ Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Czy i tym razem tak będzie?”…

Obudziłam się w nieznanym mi dotąd miejscu. Jakby w celu. Bolała mnie głowa. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dwa materace, w tym jeden na którym leżałam, dwa koce, umywalka, wiadro służące za toaletę, drzwi, bez klamki z jakby przejściem dla kota. I jedna ledwo świecąca żarówka. W tym świetle dopiero po chwili zauważyłam, że ktoś leży na drugim materacu
- Ej- powiedziałam do osoby.- Ej, obudź się!- osoba podskoczyła. Moim oczom ukazał się przystojny chłopak. Przejechał ręką po grzywce.
- Gdzie ja jestem?- zapytał.
- Też chciałabym to wiedzieć.- powiedziałam. Koło mnie leżała moja torebka. Zajrzałam do niej. Nie było mojego telefonu ani pieniędzy. Super… Wyjęłam kolczyka i wsadziłam go do nosa. Marynarkę i szpilki wsadziłam do torby. Chłopak gwizdnął.
- Widzę, że trafiłem na ostrą laskę.
- Zaraz ta laska przetrąci ci nos.- warknęłam na co on się zaśmiał.
- Już cię lubię.- stwierdził.
- Nie znasz mnie. Nie możesz mnie lubić.
- A znam cię, co prawda od minuty, ale znam.
- Debil.- mruknęłam.
- Słyszałem.- uśmiechnęłam się.
- Miałeś usłyszeć.- puściłam mu oczko. Otwór się otworzył a do nas wjechała tacka z chlebem i butelką wody. Poczułam głód. Rzuciłam się na chleb.
- I pomyśleć, że jesteś po bankiecie.- uśmiechnął się.
- Nienawidzę żarcia na bankietach. Jedyne co tam trawie to tylko poncz..- zdziwił się.
- Pierwszy raz spotykam bogaczkę nie lubiącą chociażby kawioru.
-Nie wszyscy są tacy sami..- mruknęłam.
- Wiem o tym.. Też nic tam nie zjadłem. To nie moje klimaty. Chodzę tam ze względów na ojca.
- No proszę… Tu mnie zaskoczyłeś. Kim jest twój ojciec, że musisz tam chodzić?- zapytałam ciekawa.
- Ach gdzie moje maniery.- powiedział ironicznie.- Nazywam się Connor Ball, jestem synem Abrahama Balla, szefa i wnuka założyciela firmy organizującej bankiet.- zbladłam.
- Jesteś synem zboka, który próbował się do mnie dobrać?- lekko się zdziwił.
- Jeśli to ten sam człowiek to tak. Naprawdę chciał to zrobić?- pokiwałam głową.-Nareszcie moja mam będzie miała konkretny pretekst żeby z nim skończyć.- poczuł ulgę, było widać.
- Wow. Całkiem nieźle to zniosłeś.- uśmiechnął się słodko aż sama się uśmiechnęłam.

- No widzisz… A może teraz ty mi coś o sobie powiesz?
- No dobra… Nazywam się Cece Drake. Mów mi Dolly. Mam osiemnaście lat. O więcej nie pytaj.
- Laleczka? Ciekawa ksywka. Do mnie możesz mówić Con. A i jestem w twoim wieku.- tylko nie flirtuj.
- Mi odpowiada.- stwierdziłam. Usłyszeliśmy serię strzałów. Bardzo się przestraszyliśmy. Connor aż za bardzo. Zaczął ciężko oddychać.- Wszystko ok?- chłopak zaczął czegoś szukać w spodniach.  Wyciągnął z nich inhalator, który od razu przyłożył do ust.
- Mam astmę.- powiedział kiedy się od tego oderwał.
- Aha.- mam pomysł!- Daj mi to coś.- zażądałam. Popatrzył na mnie jak na wariatkę.- Zaufaj mi.- nie pewnie podał mi to. Upchnęłam to do torebki. Wyjęłam jedną ze szpilek.- Udawaj atak.- powiedziałam pewnie a on zrozumiał o co mi chodzi. Kiedy zaczął nasz teatrzyk zaczęłam krzyczeć.- Pomocy! On się dusi! Pomocy!- po chwili do celi wparował ochroniarz.
- Co tu się dzieje?!- i upadł na podłogę. Dostał solidnie w łeb butem. Wyjęłam szybko broń i podałam ją Conowi.
-Wiesz jak się strzela?- zapytałam.
- Jasne, że wiem.
- To chodź, nie mamy czasu.- sama wzięłam nóż. Nie wiedziałam gdzie jesteśmy, ani jak się stąd się wydostać, ale biegłam dalej…
                                           ***
- Zgubiliśmy się.- stwierdził blondyn.
- Serio?- warknęłam.- Bo myślałam, że nie.- byliśmy w jakiś  podziemnych tunelach. Musieliśmy dziwnie wyglądać. Wytatuowana dziewczyna z kolczykiem, w eleganckiej sukience z torebką trzyma nóż, a chłopak w garniturze obok ma broń.
- Powinniśmy iść tak jak mówiłem.
- Bo to by coś dało…- mruknęłam i ruszyłam dalej. Wyszliśmy za winkiel i ujrzeliśmy dwoje bandytów. Uzbrojonych.
- Tu jesteście- krzyknął jeden i rzucili się na nas. Próbowałam się bronić nożem, ale nie wychodziło mi. Wyrzuciłam go i zaczęłam okładać bandytę pięściami. Niestety powalił mnie swoją masą. Siedział na mnie okrakiem i zamierzał poderżnąć mi gardło moim nożem… Usłyszałam huk i oprawca spadł na mnie. Poczułam zapach krwi. Podniosłam wzrok. Con stał nad nami z bronią. On go zastrzelił! Zwalił go ze mnie i pomógł mi wstać. Rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję…- wyszeptałam.
- Jesteśmy kwita.- stwierdził kolejny raz.- Tam jest wyjście.- wskazał na właz. Pozbieraliśmy swoje rzeczy i od razu wyszliśmy na świeże powietrze.
- Wolność!- krzyknęłam. Uśmiechnęłam się do chłopaka
- I swoboda!- zaśmialiśmy się.
- Ty możesz pomarzyć…- stwierdził znajomy głos za mną. Tack…
                                          ***
- Ale on nic nie zrobił!- krzyknęłam po raz kolejny.
- Jego ojciec wynajął tych ludzi. To prawie to samo! Mogłaś ucierpieć!- krzyczał.
- Uratował mi życie! Tamten gość prawie poderżnął mi gardło!- wykłócałam się.
- Ty nie możesz umrzeć!
- Ale mogłam mieć poderżnięte gardło! A  wiesz co? Czasami jesteś takim samym dupkiem jak Harry…- wyszłam z pomieszczenia ze łzami w oczach… 
-----------------------------------------
To to 8 rozdział :) Oszukałam was trochę ^^ Ale ostatnio były 4 komentarze, co było rekordem i jestem wdzięczna i mam nadzieję że będzie ich więcej :) Podoba wam się postać Connora? ;) Umieściłam go w bohaterach. Następny w pt lub sob. ;p

3 komentarze:

  1. Dziękuję za dedykację:* Rozdział genialny<3 Czekam na nn:) Co do Connora to całkiem fajny gość^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super czekam na pt

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny *.* czekam z niecierpliwością na nn. A co do Connora to jest spoko ;)

    OdpowiedzUsuń