Rozdział dla Madeline Tomlison :)
8. „ Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Czy i tym
razem tak będzie?”…
Obudziłam się w nieznanym mi dotąd miejscu. Jakby w celu. Bolała mnie głowa. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Dwa materace, w tym jeden na którym leżałam, dwa koce, umywalka,
wiadro służące za toaletę, drzwi, bez klamki z jakby przejściem dla kota. I jedna
ledwo świecąca żarówka. W tym świetle dopiero po chwili zauważyłam, że ktoś
leży na drugim materacu
- Ej- powiedziałam do
osoby.- Ej, obudź się!- osoba podskoczyła. Moim oczom ukazał się przystojny
chłopak. Przejechał ręką po grzywce.
- Gdzie ja jestem?-
zapytał.
- Też chciałabym to
wiedzieć.- powiedziałam. Koło mnie leżała moja torebka. Zajrzałam do niej. Nie
było mojego telefonu ani pieniędzy. Super… Wyjęłam kolczyka i wsadziłam go do
nosa. Marynarkę i szpilki wsadziłam do torby. Chłopak gwizdnął.
- Widzę, że trafiłem
na ostrą laskę.
- Zaraz ta laska
przetrąci ci nos.- warknęłam na co on się zaśmiał.
- Już cię lubię.-
stwierdził.
- Nie znasz mnie. Nie
możesz mnie lubić.
- A znam cię, co
prawda od minuty, ale znam.
- Debil.- mruknęłam.
- Słyszałem.- uśmiechnęłam
się.
- Miałeś usłyszeć.-
puściłam mu oczko. Otwór się otworzył a do nas wjechała tacka z chlebem i
butelką wody. Poczułam głód. Rzuciłam się na chleb.
- I pomyśleć, że
jesteś po bankiecie.- uśmiechnął się.
- Nienawidzę żarcia na
bankietach. Jedyne co tam trawie to tylko poncz..- zdziwił się.
- Pierwszy raz
spotykam bogaczkę nie lubiącą chociażby kawioru.
-Nie wszyscy są tacy
sami..- mruknęłam.
- Wiem o tym.. Też
nic tam nie zjadłem. To nie moje klimaty. Chodzę tam ze względów na ojca.
- No proszę… Tu mnie
zaskoczyłeś. Kim jest twój ojciec, że musisz tam chodzić?- zapytałam ciekawa.
- Ach gdzie moje
maniery.- powiedział ironicznie.- Nazywam się Connor Ball, jestem synem
Abrahama Balla, szefa i wnuka założyciela firmy organizującej bankiet.-
zbladłam.
- Jesteś synem zboka,
który próbował się do mnie dobrać?- lekko się zdziwił.
- Jeśli to ten sam
człowiek to tak. Naprawdę chciał to zrobić?- pokiwałam głową.-Nareszcie moja
mam będzie miała konkretny pretekst żeby z nim skończyć.- poczuł ulgę, było
widać.
- Wow. Całkiem nieźle
to zniosłeś.- uśmiechnął się słodko aż sama się uśmiechnęłam.
- No widzisz… A może
teraz ty mi coś o sobie powiesz?
- No dobra… Nazywam
się Cece Drake. Mów mi Dolly. Mam osiemnaście lat. O więcej nie pytaj.
- Laleczka? Ciekawa
ksywka. Do mnie możesz mówić Con. A i jestem w twoim wieku.- tylko nie flirtuj.
- Mi odpowiada.- stwierdziłam.
Usłyszeliśmy serię strzałów. Bardzo się przestraszyliśmy. Connor aż za bardzo.
Zaczął ciężko oddychać.- Wszystko ok?- chłopak zaczął czegoś szukać w
spodniach. Wyciągnął z nich inhalator,
który od razu przyłożył do ust.
- Mam astmę.-
powiedział kiedy się od tego oderwał.
- Aha.- mam pomysł!-
Daj mi to coś.- zażądałam. Popatrzył na mnie jak na wariatkę.- Zaufaj mi.- nie
pewnie podał mi to. Upchnęłam to do torebki. Wyjęłam jedną ze szpilek.- Udawaj
atak.- powiedziałam pewnie a on zrozumiał o co mi chodzi. Kiedy zaczął nasz
teatrzyk zaczęłam krzyczeć.- Pomocy! On się dusi! Pomocy!- po chwili do celi
wparował ochroniarz.
- Co tu się dzieje?!-
i upadł na podłogę. Dostał solidnie w łeb butem. Wyjęłam szybko broń i podałam
ją Conowi.
-Wiesz jak się
strzela?- zapytałam.
- Jasne, że wiem.
- To chodź, nie mamy
czasu.- sama wzięłam nóż. Nie wiedziałam gdzie jesteśmy, ani jak się stąd się
wydostać, ale biegłam dalej…
***
- Zgubiliśmy się.-
stwierdził blondyn.
- Serio?- warknęłam.-
Bo myślałam, że nie.- byliśmy w jakiś podziemnych tunelach. Musieliśmy dziwnie
wyglądać. Wytatuowana dziewczyna z kolczykiem, w eleganckiej sukience z torebką
trzyma nóż, a chłopak w garniturze obok ma broń.
- Powinniśmy iść tak
jak mówiłem.
- Bo to by coś dało…-
mruknęłam i ruszyłam dalej. Wyszliśmy za winkiel i ujrzeliśmy dwoje bandytów.
Uzbrojonych.
- Tu jesteście-
krzyknął jeden i rzucili się na nas. Próbowałam się bronić nożem, ale nie
wychodziło mi. Wyrzuciłam go i zaczęłam okładać bandytę pięściami. Niestety
powalił mnie swoją masą. Siedział na mnie okrakiem i zamierzał poderżnąć mi
gardło moim nożem… Usłyszałam huk i oprawca spadł na mnie. Poczułam zapach
krwi. Podniosłam wzrok. Con stał nad nami z bronią. On go zastrzelił! Zwalił go
ze mnie i pomógł mi wstać. Rzuciłam mu się na szyję.
- Jesteśmy kwita.-
stwierdził kolejny raz.- Tam jest wyjście.- wskazał na właz. Pozbieraliśmy
swoje rzeczy i od razu wyszliśmy na świeże powietrze.
- Wolność!-
krzyknęłam. Uśmiechnęłam się do chłopaka
- I swoboda!-
zaśmialiśmy się.
- Ty możesz pomarzyć…-
stwierdził znajomy głos za mną. Tack…
***
- Ale on nic nie
zrobił!- krzyknęłam po raz kolejny.
- Jego ojciec wynajął
tych ludzi. To prawie to samo! Mogłaś ucierpieć!- krzyczał.
- Uratował mi życie!
Tamten gość prawie poderżnął mi gardło!- wykłócałam się.
- Ty nie możesz
umrzeć!
- Ale mogłam mieć
poderżnięte gardło! A wiesz co? Czasami
jesteś takim samym dupkiem jak Harry…- wyszłam z pomieszczenia ze łzami w
oczach…
-----------------------------------------
To to 8 rozdział :) Oszukałam was trochę ^^ Ale ostatnio były 4 komentarze, co było rekordem i jestem wdzięczna i mam nadzieję że będzie ich więcej :) Podoba wam się postać Connora? ;) Umieściłam go w bohaterach. Następny w pt lub sob. ;p
Dziękuję za dedykację:* Rozdział genialny<3 Czekam na nn:) Co do Connora to całkiem fajny gość^.^
OdpowiedzUsuńSuper czekam na pt
OdpowiedzUsuńŚwietny *.* czekam z niecierpliwością na nn. A co do Connora to jest spoko ;)
OdpowiedzUsuń